W Polsce przed 2003 rokiem był problem z uzyskaniem „zezwolenia na poszukiwanie zabytków”. Ze względu na sposób napisania ustawy, obowiązujące prawodawstwo nie rozróżniało ingerencji w stanowisko „poszukiwacza” od zawodowego archeologa, więc nie-archeolog, np. kryteria, od których uzależnione było wydanie takiego zezwolenia (kwalifikacje i doświadczenie archeologiczne). Z tego powodu w okresie poprzedzającym zmianę ustrojową większość osób oddających się różnym formom „przeszukiwania historii” po prostu ignorowała restrykcyjne obowiązki prawne i po prostu liczyła, że nie zostaną złapani. Taka była powszechna postawa, gdy wykrywacze metali zaczęły być dostępne.
Sytuacja ta uległa zmianie wraz z zarządzeniami ułatwiającymi wydanymi w związku z ustawą z 2003 r., która umożliwiła eksplorację stanowisk osobom niebędącym archeologami. Niemniej jednak wszystkie znaleziska archeologiczne uzyskane w trakcie poszukiwań stanowią własność Skarbu Państwa i muszą zostać niezwłocznie przekazane wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków. Oznacza to, że chociaż łowcy artefaktów poszukujący legalnie za zezwoleniem mogą wnieść wkład w wiedzę historyczną i być może odzyskać dowody z zagrożonego miejsca, nie mogą legalnie tworzyć własnej osobistej kolekcji niektórych rodzajów materiałów historycznych.
Obecnie zezwolenia na poszukiwanie zabytków wzorowane są na zezwoleniach na wykopaliska w Polsce. Wydawane są na określony region i czas (MKDN/NID 2020; Wieczorek-Kańczura 2017, 74-7). Oprócz danych (imię i nazwisko, adres, inne dane teleadresowe) osoby poszukującej, zgłoszenie musi zawierać dokładne dane i granice obszaru do przeszukania, w tym zaznaczenie go na mapie w skali 1:10 000 lub większej. Wniosek musi również zawierać podpisaną zgodę właściciela gruntu. Osoba poszukująca musi podać uzasadnienie poszukiwań oraz przedstawić program badań i opis metod, które mają być zastosowane. Należy również dołączyć oświadczenie o posiadaniu środków finansowych wystarczających do prawidłowego przeprowadzenia badań oraz oświadczenie muzeum o gotowości przyjęcia znalezisk do długoterminowego przechowywania (nie wszystkie muzea dysponują obecnie wystarczającą powierzchnią magazynową do nowe znaleziska), a także opis sposobu, w jaki teren zostanie przywrócony do stanu poprzedniego po badaniach. We wniosku należy określić czas planowanych działań oraz osoby, które wezmą w nich udział. Na koniec musi być paragon potwierdzający wniesienie opłaty administracyjnej za wydanie dokumentu (80 zł za wniosek).
Wniosek jest rozpatrywany i na jego podstawie zezwolenie może zostać wydane, ale równie dobrze może zostać odrzucone lub może zostać dopuszczone tylko do części wnioskowanych rzeczy. Umożliwi wskazanej osobie (oraz osobom jej towarzyszącym) przeszukanie terenu, którego granice są określone w odniesieniu do wniosku, w okresie od wydania dokumentu do daty jego wygaśnięcia. Zezwolenie określa zakres i sposób prowadzenia poszukiwań oraz dopuszczalną maksymalną głębokość wykopów. Samo przeszukanie uwarunkowane jest powiadomieniem miejscowego urzędu konserwatorskiego o obecności poszukiwaczy na terenie obiektu dwa dni wcześniej (aby umożliwić ewentualną kontrolę w trakcie prac w celu sprawdzenia przestrzegania warunków pozwolenia) oraz o zakończeniu wyszukiwania wraz z pełnymi imionami i nazwiskami wyszukiwanych osób. Zezwolenie to należy zabrać w teren wraz z dokumentem identyfikacyjnym, który należy okazać na żądanie. Poszukiwacz ma obowiązek niezwłocznie zawiadomić konserwatora o wszelkich zagrożeniach lub nowych okolicznościach (np. odkryciu szczątków ludzkich, broni, amunicji i materiałów niebezpiecznych). Poszukiwacz jest zobowiązany do przekazania dokonanych znalezisk i choć nie jest to wymagane przez prawo, za dobrą praktykę uważa się dostarczanie przez poszukiwaczy raportu z wyników badań konserwatorowi.
Na forach poszukiwaczy i w mediach społecznościowych toczy się wiele dyskusji na temat kwestii prawnych związanych z poszukiwaniami, a zwłaszcza z tymi pozwoleniami i procesem ubiegania się o nie. Wydaje się również, że osoby poszukujące mają różne doświadczenia z konserwatorami, a sposób wydawania tych zezwoleń i warunki, jakie one zawierają, różnią się regionalnie. Pojawia się niechęć, że tego typu zezwolenia wymuszają na poszukiwaczu zewnętrzne ograniczenia (Wieczorek-Kańczura 2017, 74-7), np. sama czynność jest bardziej uzależniona od czasu wolnego poszukiwaczy, pogody i dostępności terenu, nie wszystko z których można wiedzieć z góry. Również wielu poszukiwaczy nie lubi ograniczać się koniecznością uzyskania pozwolenia, zamiast szukać miejsca, do którego poniesie ich fantazja. W końcu wiele miejsc, które przeszukują, znajduje się głęboko w lasach (często zarządzanych przez państwo, a więc w ich oczach „publicznych”) lub na innych odległych obszarach (Witt 2017, 151) i wydaje się, że jeśli nie ma fizycznej bariery w postaci ogrodzenia (większość pól w Polsce nie ma żywopłotów ani płotów), jako pozostałość po mentalności czasów PRL-u, kiedy ziemia była znacjonalizowana i było to normalne, znaczna liczba poszukiwaczy nie widzi potrzeby nawet kontaktowania się z właścicielami ziemi, po której wędrują. Nawet jeśli to robią, właściciele nie są świadomi (lub nie przejmują się) obowiązkami poszukiwaczy do uzyskania pozwolenia na poszukiwania od państwa oprócz ich własnego pozwolenia. Polskie organizacje hobbystyczne od lat zabiegają o zmianę prawa, podając jako wzór do naśladowania „brytyjski system” (bez zezwoleń).
Sami poszukiwacze mają tendencję do bagatelizowania swoich działań (Sabaciński 2017b, 94), tłumacząc, że po prostu odpowiadają na wewnętrzną potrzebę „odkrycia” czegoś i cieszenia się świeżym powietrzem, ruchem na świeżym powietrzu oraz swoją pasją do historii. Witt (2017) wyszczególnia niektóre argumenty proponowane przez poszukiwaczy artefaktów, którzy próbują uniknąć odpowiedzialności, zwykle próbując amatorskich, „zdroworozsądkowych” interpretacji prawa i szukając luk prawnych. Wysuwane są różne twierdzenia, że litera prawa może być interpretowana w inny sposób niż robią to specjaliści od dziedzictwa, i dotyczy to w szczególności definicji „artefaktu archeologicznego”. Witt pokazuje jednak, że te różne próby pokazują przede wszystkim, że polscy poszukiwacze zabytków mają bardzo słabą znajomość prawa i orzecznictwa. Liczą też na szczęście, jak zauważa Witt (2017, 151): „na forach wykrywaczy metali często pojawiają się historie „normalnych” policjantów, którzy z zainteresowaniem pytali użytkowników wykrywaczy o ich pasję, po czym odjeżdżali życząc im powodzenia. szukaj". Istnieje zatem wiele powodów, dla których podczas gdy w mediach społecznościowych można zauważyć, że niektórzy poszukujący podkreślają potrzebę legalnego wyszukiwania, większość postów po prostu przyjmuje podejście „nie pytaj, nie mów” do całości materiał. Z posiadanych przez nas danych statystycznych wynika, że pomimo inicjatywy zmierzającej do ich ułatwienia (Sabacinski 2017, 95), bardzo niewielu poszukiwaczy artefaktów ubiega się o wymagane zezwolenia (Makowska et al. 2016, 174n16; Wieczorek-Kańczura 2017, 83-5 , ryc. 1-3; Sabaczyński 2017b, 95). Dzieje się tak nawet pomimo możliwości uzyskania nagrody pieniężnej za zgłoszenie znalezisk dokonanych na podstawie takiego zezwolenia (Sabaciński 2017, 95-6). Niektórzy detektoryści noszą to lekceważenie prawa i „establishmentu” niemal jako oznakę swojej tożsamości i nonkonformizmu. Pewien sprzedawca reklamujący przedmioty dla detektywów deklaruje: „według wielu opinii, w świetle obowiązującego prawa, [jesteśmy] największą grupą przestępczą w kraju, ale pokażmy swój prawdziwy charakter i niech wszyscy zobaczą, że jesteśmy ludźmi pełnymi pasja – siła we wspólnocie!” (Rys. 000). Zdaniem Wieczorek-Kańczury (2017, 86-7) choć poszukiwacze zabytków deklarują troskę o zachowanie zabytków, faktyczna liczba osób w Polsce, które podejmują trud zachowania się zgodnie z prawem i odpowiedzialnej współpracy ze służbami konserwatorskimi, pokazuje, że takie deklaracje to tylko fasada. Trzciński (2017) zauważa, że podejmowane w ciągu ostatnich dwóch dekad działania mające na celu zwalczanie nielegalnego polowania na zabytki w Polsce nie przyniosły rezultatu. Zauważa, że postrzeganie obecnych praw przez „dużą i spolaryzowaną społeczność wykrywaczy” jako nadmiernie represyjne i sugeruje, że:
Vignette: Koszula "Polscy Detektoryści! Według wielu opinii, w świetle obecnego prawa największa grupa przestępcza w kraju. Pokażmy swoje prawdziwe oblicze i dajmy się poznać jako ludzie pełni pasji - w grupie siła!" (Tomasz Budrewicz, Słupsk, sklep: dlaposzukiwacza.pl)
Sytuacja ta uległa zmianie wraz z zarządzeniami ułatwiającymi wydanymi w związku z ustawą z 2003 r., która umożliwiła eksplorację stanowisk osobom niebędącym archeologami. Niemniej jednak wszystkie znaleziska archeologiczne uzyskane w trakcie poszukiwań stanowią własność Skarbu Państwa i muszą zostać niezwłocznie przekazane wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków. Oznacza to, że chociaż łowcy artefaktów poszukujący legalnie za zezwoleniem mogą wnieść wkład w wiedzę historyczną i być może odzyskać dowody z zagrożonego miejsca, nie mogą legalnie tworzyć własnej osobistej kolekcji niektórych rodzajów materiałów historycznych.
Obecnie zezwolenia na poszukiwanie zabytków wzorowane są na zezwoleniach na wykopaliska w Polsce. Wydawane są na określony region i czas (MKDN/NID 2020; Wieczorek-Kańczura 2017, 74-7). Oprócz danych (imię i nazwisko, adres, inne dane teleadresowe) osoby poszukującej, zgłoszenie musi zawierać dokładne dane i granice obszaru do przeszukania, w tym zaznaczenie go na mapie w skali 1:10 000 lub większej. Wniosek musi również zawierać podpisaną zgodę właściciela gruntu. Osoba poszukująca musi podać uzasadnienie poszukiwań oraz przedstawić program badań i opis metod, które mają być zastosowane. Należy również dołączyć oświadczenie o posiadaniu środków finansowych wystarczających do prawidłowego przeprowadzenia badań oraz oświadczenie muzeum o gotowości przyjęcia znalezisk do długoterminowego przechowywania (nie wszystkie muzea dysponują obecnie wystarczającą powierzchnią magazynową do nowe znaleziska), a także opis sposobu, w jaki teren zostanie przywrócony do stanu poprzedniego po badaniach. We wniosku należy określić czas planowanych działań oraz osoby, które wezmą w nich udział. Na koniec musi być paragon potwierdzający wniesienie opłaty administracyjnej za wydanie dokumentu (80 zł za wniosek).
Wniosek jest rozpatrywany i na jego podstawie zezwolenie może zostać wydane, ale równie dobrze może zostać odrzucone lub może zostać dopuszczone tylko do części wnioskowanych rzeczy. Umożliwi wskazanej osobie (oraz osobom jej towarzyszącym) przeszukanie terenu, którego granice są określone w odniesieniu do wniosku, w okresie od wydania dokumentu do daty jego wygaśnięcia. Zezwolenie określa zakres i sposób prowadzenia poszukiwań oraz dopuszczalną maksymalną głębokość wykopów. Samo przeszukanie uwarunkowane jest powiadomieniem miejscowego urzędu konserwatorskiego o obecności poszukiwaczy na terenie obiektu dwa dni wcześniej (aby umożliwić ewentualną kontrolę w trakcie prac w celu sprawdzenia przestrzegania warunków pozwolenia) oraz o zakończeniu wyszukiwania wraz z pełnymi imionami i nazwiskami wyszukiwanych osób. Zezwolenie to należy zabrać w teren wraz z dokumentem identyfikacyjnym, który należy okazać na żądanie. Poszukiwacz ma obowiązek niezwłocznie zawiadomić konserwatora o wszelkich zagrożeniach lub nowych okolicznościach (np. odkryciu szczątków ludzkich, broni, amunicji i materiałów niebezpiecznych). Poszukiwacz jest zobowiązany do przekazania dokonanych znalezisk i choć nie jest to wymagane przez prawo, za dobrą praktykę uważa się dostarczanie przez poszukiwaczy raportu z wyników badań konserwatorowi.
Na forach poszukiwaczy i w mediach społecznościowych toczy się wiele dyskusji na temat kwestii prawnych związanych z poszukiwaniami, a zwłaszcza z tymi pozwoleniami i procesem ubiegania się o nie. Wydaje się również, że osoby poszukujące mają różne doświadczenia z konserwatorami, a sposób wydawania tych zezwoleń i warunki, jakie one zawierają, różnią się regionalnie. Pojawia się niechęć, że tego typu zezwolenia wymuszają na poszukiwaczu zewnętrzne ograniczenia (Wieczorek-Kańczura 2017, 74-7), np. sama czynność jest bardziej uzależniona od czasu wolnego poszukiwaczy, pogody i dostępności terenu, nie wszystko z których można wiedzieć z góry. Również wielu poszukiwaczy nie lubi ograniczać się koniecznością uzyskania pozwolenia, zamiast szukać miejsca, do którego poniesie ich fantazja. W końcu wiele miejsc, które przeszukują, znajduje się głęboko w lasach (często zarządzanych przez państwo, a więc w ich oczach „publicznych”) lub na innych odległych obszarach (Witt 2017, 151) i wydaje się, że jeśli nie ma fizycznej bariery w postaci ogrodzenia (większość pól w Polsce nie ma żywopłotów ani płotów), jako pozostałość po mentalności czasów PRL-u, kiedy ziemia była znacjonalizowana i było to normalne, znaczna liczba poszukiwaczy nie widzi potrzeby nawet kontaktowania się z właścicielami ziemi, po której wędrują. Nawet jeśli to robią, właściciele nie są świadomi (lub nie przejmują się) obowiązkami poszukiwaczy do uzyskania pozwolenia na poszukiwania od państwa oprócz ich własnego pozwolenia. Polskie organizacje hobbystyczne od lat zabiegają o zmianę prawa, podając jako wzór do naśladowania „brytyjski system” (bez zezwoleń).
Sami poszukiwacze mają tendencję do bagatelizowania swoich działań (Sabaciński 2017b, 94), tłumacząc, że po prostu odpowiadają na wewnętrzną potrzebę „odkrycia” czegoś i cieszenia się świeżym powietrzem, ruchem na świeżym powietrzu oraz swoją pasją do historii. Witt (2017) wyszczególnia niektóre argumenty proponowane przez poszukiwaczy artefaktów, którzy próbują uniknąć odpowiedzialności, zwykle próbując amatorskich, „zdroworozsądkowych” interpretacji prawa i szukając luk prawnych. Wysuwane są różne twierdzenia, że litera prawa może być interpretowana w inny sposób niż robią to specjaliści od dziedzictwa, i dotyczy to w szczególności definicji „artefaktu archeologicznego”. Witt pokazuje jednak, że te różne próby pokazują przede wszystkim, że polscy poszukiwacze zabytków mają bardzo słabą znajomość prawa i orzecznictwa. Liczą też na szczęście, jak zauważa Witt (2017, 151): „na forach wykrywaczy metali często pojawiają się historie „normalnych” policjantów, którzy z zainteresowaniem pytali użytkowników wykrywaczy o ich pasję, po czym odjeżdżali życząc im powodzenia. szukaj". Istnieje zatem wiele powodów, dla których podczas gdy w mediach społecznościowych można zauważyć, że niektórzy poszukujący podkreślają potrzebę legalnego wyszukiwania, większość postów po prostu przyjmuje podejście „nie pytaj, nie mów” do całości materiał. Z posiadanych przez nas danych statystycznych wynika, że pomimo inicjatywy zmierzającej do ich ułatwienia (Sabacinski 2017, 95), bardzo niewielu poszukiwaczy artefaktów ubiega się o wymagane zezwolenia (Makowska et al. 2016, 174n16; Wieczorek-Kańczura 2017, 83-5 , ryc. 1-3; Sabaczyński 2017b, 95). Dzieje się tak nawet pomimo możliwości uzyskania nagrody pieniężnej za zgłoszenie znalezisk dokonanych na podstawie takiego zezwolenia (Sabaciński 2017, 95-6). Niektórzy detektoryści noszą to lekceważenie prawa i „establishmentu” niemal jako oznakę swojej tożsamości i nonkonformizmu. Pewien sprzedawca reklamujący przedmioty dla detektywów deklaruje: „według wielu opinii, w świetle obowiązującego prawa, [jesteśmy] największą grupą przestępczą w kraju, ale pokażmy swój prawdziwy charakter i niech wszyscy zobaczą, że jesteśmy ludźmi pełnymi pasja – siła we wspólnocie!” (Rys. 000). Zdaniem Wieczorek-Kańczury (2017, 86-7) choć poszukiwacze zabytków deklarują troskę o zachowanie zabytków, faktyczna liczba osób w Polsce, które podejmują trud zachowania się zgodnie z prawem i odpowiedzialnej współpracy ze służbami konserwatorskimi, pokazuje, że takie deklaracje to tylko fasada. Trzciński (2017) zauważa, że podejmowane w ciągu ostatnich dwóch dekad działania mające na celu zwalczanie nielegalnego polowania na zabytki w Polsce nie przyniosły rezultatu. Zauważa, że postrzeganie obecnych praw przez „dużą i spolaryzowaną społeczność wykrywaczy” jako nadmiernie represyjne i sugeruje, że:
„Niezgodność z przepisami prawa jest powszechna ze względu na znikomą skuteczność w ściganiu nielegalnych poszukiwań skarbów. Sytuację tę potęguje niski poziom świadomości ogółu społeczeństwa w zakresie potrzeby ochrony dziedzictwa, w szczególności zapisów archeologicznych. W pewnym stopniu za ten stan rzeczy należy upatrywać niezdolność państwa do realizacji długofalowych i kompleksowych projektów edukacyjnych, mających na celu podniesienie świadomości społecznej na temat specyfiki dziedzictwa archeologicznego. W rezultacie nielegalne wykrywanie metali jest postrzegane jako nieszkodliwe hobby. Wszelkie próby uregulowania tego zjawiska spotykają się coraz częściej z oporem społecznym”.Warto zwrócić uwagę na bardzo podobną diagnozę Sabaczyńskiego (2017, 95-6):
Państwo polskie nie poradziło sobie z problemem nielegalnego polowania na zabytki, ani na poziomie egzekwowania prawa, ani w zakresie edukacji społeczeństwa w zakresie zasad ochrony zabytków archeologicznych i konieczności współpracy ze służbą konserwatorską w polowaniu na nich […] Nie bez znaczenia jest też ciche przyzwolenie społeczeństwa […] Obecnie użycie wykrywaczy metali odbywa się całkowicie poza kontrolą organów państwa”
Vignette: Koszula "Polscy Detektoryści! Według wielu opinii, w świetle obecnego prawa największa grupa przestępcza w kraju. Pokażmy swoje prawdziwe oblicze i dajmy się poznać jako ludzie pełni pasji - w grupie siła!" (Tomasz Budrewicz, Słupsk, sklep: dlaposzukiwacza.pl)